Kto zgadnie o jakiej branży będzie mowa, przed przeczytaniem wpisu?
Rok 1854.
Uczyniona przez nas wzmianka o niewidomym piłacie, obudziła w jednych z Czytelników zajęcie, a w drugich małe niedowierzanie; że zaś człowiek ten rzeczywiście istnieje, i będąc niewidomym, z pracy rąk utrzymuje się, jest to fakt niezaprzeczony. Są przecież tacy, którzy go pamiętają w szkołach Pijarskich, do których chodząc, ukończył trzy klassy. Zawsze on okazywał chęć do nauk technicznych i mechanicznych, i po wyjściu z klass, wszedł do fabryki Braci Etans, gdzie właśnie lat temu siedm, spotkało go nieszczęście utracenia wzroku.
Nazywa się Felix Madru, i mieszka na Rybakach, w domu Witkiewicza. O ile całe swe życie miłował pracę, i dotąd miłuje, najlepszym dowodem, iż dotknięty najsroższem jak być może kalectwem, w braku innego rodzaju zarobkowania, szuka w pile utrzymania tak dla siebie jako też żony i dwojga drobnych dziatek.
W r. b. zapadł mocno na zdrowiu, i przez jedną z tutejszych i szlachetnych rodzin, która nie przestaje rozciągać nad nim litościwej opieki, oddany został do Szpitala Ewangelickiego, gdzie też znacznej doznał ulgi i odzyskał siły.
Taki tedy jest los owego niewidomego piłata, który po tylu przytoczonych faktach, może być przez każdego na miejscu sprawdzony.
Źródło: 1.
O Feliksie Madru znajdujemy również co najmniej dwie wzmianki w późniejszych latach.
Rok 1868.
(Art. nad.). Na podwórzu jednego z domów w okolicy Żelaznej Bramy, spostrzegłem niewidomego człowieka łupiącego drzewo, poprzednio już porznięte piłą na klocki. Zadziwiłem się zręczności, szybkości roboty, i zwinności, z jaką ten ociemniały robotnik około swej roboty chodził. Drżałem, ażeby siekiera szybko migająca w jego ręku nie obcięła mu palców. Kolega jego, raz mu tylko pokazał, a niewidomy brał drzewo na plecy i nosił do komórki, będącej na pierwszem piętrze.
Na moje zapytania odpowiedział: że się nazywa Feliks Madru, że mieszka na ulicy Mostowej pod Nrem 247, że ma 5-ro dzieci, które ze swej pracy utrzymuje i żywi, że dawniej pracował jako ślusarz i kowal, przy żelaznych fabrykach, gdzie stracił oczy, od zapruszenia rozpalonym węglem. Powiadał mi dalej, że ojciec jego rodem z miasta Belfort we Francji.
Piękna i budująca jest to rzecz, widzieć taką energję ducha w człowieku, który będąc kiedyś w lepszym stanieskutkiem nieszczęść wziął się do pracy fizycznej, a teraz ociemniały, obarczony rodziną z pięciorga dzieci, nie opuszcza rąk, nie wyciąga ich do litości publicznej i nie żebrze, ale pracuje uczciwie i wytrwale! Powtarzamy jest to fakt zastanawiający, będący wyrzutem niejednemu zdrowemu próżniakowi, a dla cierpliwych szczytnym przykładem!! Co najbiedniejszy nawet, mający zdrowe ręce, może powiedzieć w obec tego ociemniałego, który nie upada na duchu, i w Imie Boże pracuje i żywi tak liczną dziatwę!!
(Przyp. Red.), Pomieszczając powyższy nadesłany nam artykuł, żywimy nadzieję, że przedstawiony w nim fakt, pobudzi niejednego z ludzi możniejszych do odnalezienia nieszczęśliwego Madru i dania mu u siebie sposobności zarobku. Mniemamy atoli, że dla niewidomego mniej niebezpieczne, niż rąbanie drzewa, byłoby plecenie koszów albo słomianek. Upewnieni zaś o rzeczywiście krytycznem położeniu poczciwego Feliksa, przyjmujemy chętnie pośrednictwo w doręczeniu mu wszelkiego rodzaju wsparcia.
Źródło: 2.
Rok 1871.
(Art. nad.) Wtych dniach jeden z właścicieli domów wyprowadziwszy mnie w podwórze, wskazał dwóch ludzi rąbiących drzewo i zapytał co widzę w nich godnego uwagi? Widzę odpowiedziałem, że stojący ku nam bokiem robi jak to mówią aby robić, rąbie drzewo leniwie i w grube polana; ten drugi zaś obrócony do nas plecami, pracuje za dwóch z jakimś gorączkowym zapałem i nadzwyczajną zręcznością.
Zdziwiła mnie głównie pewność uderzeń siekiery, chwytając bowiem żywo z ziemi spory klocek, stawiał go na klocu roboczym, lewą ręką przytrzymywał drzewo jakby zaznaczał miejsce w które ma uderzyć i w chwili spadania siekiery, rękę tę usuwał uderzając zawsze jak o zakład w punkt na którym dopiero co spoczywały jego palce.
Po tej obserwacji przyjaciel mój zawołał „Feliksie” i oto zwraca się ku nam człowiek niewidomy, wieku lat około 50, który za daną mu sposobność zarobienia na życie dla siebie i trojga dzieci z podwójną pilnością oddaje się pracy.
Nie widzi on świata od lat 20. Już to Bóg gdy dopuści to nieszczęście na człowieka, to natomiast spotęguje w nim dar dotykania, słuchu, daje mu instykt, zręczność i nadzwyczajną czułość na wszystko co go otacza. Iluż to dotkniętych tem kalectwem ludzi młodych mogłoby znaleźć zajęcie, zamiast żyć z publicznej litości wyciągając rękę w przedsionkach świątyń pańskich lub po ulicach i placach.
Racz przeto panie Redaktorze nie odmówić pomieszczenia w szpaltach twego pisma tej korespondencji, aby czytająca ją publiczność niosąc pomoc umiejącemu i w niedoli pracować, dała mu możność zarobku na chleb powszedni. Nazwisko mego protegowanego jest Feliks Madru, mieszka przy ulicy Mostowej Nr. 247a
Źródło: 3.
-
Kurjer Warszawski / [red. Karol Kucz]. 1854, nr 291 Skan w EBUW ↩
-
Kurjer Warszawski / [red. W. Szymanowski]. 1868, nr 204 + dod. Skan w EBUW ↩
-
Kurjer Warszawski / [red. W. Julian Statkowski]. 1871, nr 273 + dod. Skan w EBUW ↩