Nawet redaktor „Kuriera kolejowego” nie dowierzał w opisywane rewelacje, ale, żeby nie było, że pomysł wynalazku miał swój początek w polskiej redakcji – pod tekstem jeszcze dwa linki do zagranicznych źródeł.
A w końcu dowodów, że urządzenie nie istniało, też jak na razie nie ma i być może nazwiska bohaterów artykułu gdzieś jeszcze wypłyną w poszukiwaniach.
Warszawa, d. 24 Października 1903 r.
Sztuczny wzrok.
Przybywają nowe szczegóły o znakomitym jakoby, nowym wynalazku, mającym każdemu niewidomemu, czy to z urodzenia, czy przez wypadek, dać możność widzenia.
Dokładnych wiadomości o tak doniosłem odkryciu, o jego podstawach i o budowie aparatów do tego służących, jeszcze brak. Wynalazca nie chce ich rozgłaszać, dopóki nie udoskonali swego odkrycia. Do ogólnych jednak wzmianek, jakie dotychczas się zjawiły w tej sprawie, przybyły świężociekawe nader wyjaśnienia.
Wynalazcą jest profesor Peters Stiens. Niejaki doktór Caze ogłasza w Revue des Revues swoje własne nad tym wynalazkiem doświadczenia i obserwacye, bezpośrednio u wynalazcy zebrane.
Podstawą całego odkrycia ma być pomysł, że wobec braku organu wzrokowego, należy obraz przenieść wprost mózgowi.
Doktór Caze potrafił się dostać do profesora Stiensa i uzyskać w jego gabinecie zrobienie eksperymentu na sobie samym. Oto jak go opisuje.
Wprowadził mnie do zupełnie ciemnego pokoju, obandażował mi oczy tak szczelnie, że zupełnie nic widzieć nie mogłem. Słyszałem tylko chodzenie po pokoju, trzask potartej zapałki, zapalenie lampy, ale pomimo usiłowań nie mogłem żadnego światła widzieć.
Następnie uczułem, że prof. Stiens przyłożył mi coś na skroniach i w tej chwili ujrzałem jakieś blade światło, opromieniające najbliższe przedmioty. Za chwilę, wyraźnie już widziałem rękę przed oczyma i trzy palce przed niemi. Światło robiło się coraz wyraźniejsze, tak, że mogłem rozpoznawać rzeczy, znajdujące się w pokoju. Były dwa stoliki i osiem krzeseł, które łatwo widziałem. Miałem to uczucie, że gdyby doświadczenie trwało, mógłbym wszystko widzieć doskonale tak, jak zazwyczaj. Jednocześnie doznawałem słabego wrażenia, jakby lekki prąd elektryczny przepływał mi przez skronie.
Nagle jednak aparat został odjęty, i znowu znalazłem się w absolutnej ciemności. Doświadczenie się skończyło.
Inni lekarze, którzy również poddali się próbom prof. Stiensa na sobie, nie umieli wytłómaczyć sekretu działania tego wynalazku. Sam prof. Stiens udzielił im tymczasowo takich tylko ogólnych wyjaśnień.
Człowiek widzi nie oczyma, ale mózgiem. Oczy mają tylko za zadanie zbierać obrazy, które nerw optyczny przenosi do mózgu. Niewidomi, umieją przez dotykanie, wyrobić sobie dokładne wyobrażenie o zewnętrznym kształcie przedmiotów. Jeżeliby człowiek nie miał wcale oczu, to jakiś inny organ, musiałby je zastąpić. Niektóre niższej organizacyi żywotne twory wcale nie posiadają organów wzrokowych. U nich, całe ciało odbiera wrażenia światła.
Jeżeli zatem można jakibądź obraz przenieść wprost do mózgu bezpośrednio, bez pomocy oczu,to ślepy tak dobrze je będzie widział, jak człowiek zdrowy.
Oto jest zasada pomysłu prof. Stiensa. Obraz podany jest na ekranie, zamiast na źrenicy, a następnie przeniesiony do mózgu za pośrednictwem prądu elektrycznego. Aparat opiera się na tej samej zasadzie konstrukcyi, co telefon. Nie dosyć też, że będzie mógł przywrócić wzrok ślepym. Potrafi on przenosić obrazy świetlne na odległość, tak samo, jak telefon przenosi dźwięki.
Takie tymczasem są informacye o tym zdumiewającym wynalazku. Jeżeli to prawda, jeżeli to pewne, ileż to strasznych nieszczęść, smutków, rozpaczy- znalazłoby pociechę i radość! Ale czy tylko prawda?…
Źródło: Kurjer Kolejowy : wydawnictwo informacyjne międzynarodowe zatwierdzone przez Ministerjum Spraw Wewnętrznych i zalecone przez Ministerjum Komunikacyi. R. 8, 1903, no 89 dodatek 2
Podobny, angielskojęzyczny artykuł z 17 kwietnia 1903, powołujący się na to samo źródło: trove.nla.gov.au
A i jeszcze jeden, September 17, 1899 – GIVES SIGHT TO BLIND. | Chicago Tribune Archive